Zdjęcie okładkowe dla Wolne Sądy! A nawet bardzo wolne. Czym jest przewlekłość?

Wolne Sądy! A nawet bardzo wolne. Czym jest przewlekłość?

Stan prawny tekstu:

Dzisiaj krótki wpis o tym, jak bardzo polskie sądy są wolne.

Z końcem (29) kwietnia 2025r. Sąd Najwyższy - a konkretniej kontrowersyjna Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych - zdecydował (I NSP 92/25) o oddaleniu skargi na przewlekłość postępowania przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie.

Skarga została złożona na podstawie “Ustawy o skardze na naruszenia prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu przygotowawczym prowadzonym lub nadzorowanym przez prokuratora i postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki”, a jej główną przesłanką był fakt, że w skarżonej sprawie Sąd Apelacyjny nie wyznaczył nawet terminu rozprawy 13 miesięcy od momentu wpłynięcia doń sprawy.

Jak uczenie wskazał SN, powołując się zresztą na szereg wcześniejszych orzeczeń,

o przewlekłości postępowania apelacyjnego można zasadniczo mówić w przypadku bezczynności sądu drugiej instancji polegającej na niewyznaczeniu rozprawy apelacyjnej w ciągu 12 miesięcy od daty wpłynięcia apelacji.

Ale ale! To, że taka jest norma i mniej lub bardziej ale jednak już okrzepłe stanowisko judykatury nie znaczy wcale, że 12 miesięcy jest jakąś pewną wartością! SN zauważył, że

Ocena spełnienia obowiązku rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie zależy od konkretnych okoliczności, a więc wymaga uwzględnienia wielu czynników wpływających na tok postępowania. Powyższe oznacza, że przewlekłość postępowania ocenia się w każdej sprawie w sposób indywidualny, z uwzględnieniem wymienionych okoliczności.

Jakież tu zaszły “konkretne okoliczności”, które zdecydowały o tym, że 13-miesięczne ignorowanie sprawy nie zostało uznane za przewlekłość? Otóż:

  • akta sprawy z apelacjami zostały przekazane do Sądu Apelacyjnego w Warszawie 11 stycznia 2024 r;
  • tego samego dnia sprawa jest rejestrowana w systemie SLPS, i została wylosowana sędzia referent;
  • kolejnego dnia sprawę wpisano do repertorium ACa;
  • zaledwie dwa tygodnie zajęło zawiadomienie stron o składzie sędziowskim wylosowanym do rozpoznania apelacji, w krótkim czasie udało się też poprzerzucać pismami, odpowiedziami na apelację etc.;
  • 21 lutego powód wniósł o udzielenie zabezpieczenia roszczenia;
  • już 13 maja Sąd Apelacyjny wniosek “w znacznej części” uwzględnił;
  • zaledwie 3 miesiące później sąd przesłał pozwanemu uzasadnienie swojej decyzji;
  • potem długo długo nic, aż 19 lutego 2025 skarżący uznał że dość czekania, i postanowił skarżyć przewlekłość;
  • a co najważniejsze: skarżący nie wnosił o przyspieszenie rozpoznania sprawy.

Z powyższego wynika, że Sąd Apelacyjny wykonał szereg czynności zmierzających do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie, dlatego brak jest podstaw do uznania, że w postępowaniu wystąpiła nieuzasadniona zwłoka.

Naprawdę nie wiem, jak to komentować. Już samo to, że istnieje ugruntowana i wieloletnia linia orzecznicza wedle której przewlekłość zaczyna się dopiero po roku nicnierobienia przez sąd jest absolutnie skandaliczne. To, że wedle SN nawet tak absurdalnie długi czas nie jest absolutem, a w sumie tylko jedną z przesłanek, i to niezbyt ważną, bo przecież są jeszcze “konkretne okoliczności”, o wiele ważniejsze, już nawet nie nadaje się do komentowania cywilizowanym językiem.

PiS miał rację w swojej diagnozie sądownictwa.

Nie jest przypadkiem, że gdy PiS zabierał się za swoje “reformy” sądownictwa, opór społeczny był raczej nikły, a co więcej - miały one wielu gorących zwolenników. Bo sądy w Polsce to jedna wielka katastrofa. Oczywiście: sposób w jaki PiS zabrał się za ich “reformę” to zupełnie osobna bajka (zresztą widać, jak im to wyszło: Izba która wydała to postanowienie to ich flagowy pomysł i dziecko!), bo zrobili to, no, po prostu po pisowskiemu, więc nic dobrego z tego wyjść nie mogło.

Ale diagnoza, tak ogólnie? Całkowicie słuszna.

Odcienie szarości

Oczywiście, nie jest tak, że sędziowie są w 100% winni, i nie ma żadnych innych przyczyn tego, jak jest. Problem jest wieloletni i systemowy, tutaj nie pomoże wymiana kadr sędziowskich, potrzebna jest zmiana całego systemu:

  • dofinansowanie i zreformowanie pracowników paralegal: pomocników sądowych, asystentów, referendarzy, ale też i sekretarzy, protokolantów i tak dalej; tak długo jak sędzia będzie musiał zajmować się miliardem głupot administracyjnych, zamiast zajmować się głównie sprawami jako takimi, tak długo nie ma szans na poprawę sytuacji;
  • reforma cyfrowa sądów; jeśli ktokolwiek był w ciągu ostatnich 30 lat w sądzie to wie, jak sądy wygląają do tej pory. Jedną z bardziej uderzających “pierwszorazowców” rzeczy jest to, jak wygląda tworzenie protokołu rozprawy; wprawdzie pojawiły się “e-protokoły”, ale… jakby to ująć… nie działa to najlepiej;
  • przymuszenie sędziów, żeby co do zasady byli sędziami na pełen etat; dzisiaj co drugi (dane oczywiście z IDZD) sędzia jest jednocześnie profesorem na uczelni takiej czy owakiej, wykładowcą tu i tam, komisarzem wyborczym i milionem innych funkcji;
  • reforma całej procedury, a właściwie procedur właściwych gałęzi prawa, poprzez ich odformalizowanie; dzisiejsza procedura jest, nie przymierzając, zaskakująco zbliżona do procesu formułkowego ze starożytnego Rzymu; biurokracja i proceduralizm, czasem wynikający wprost z przepisów, a czasem z “preferencji” poszczególnych sądów i sędziów, bywa doprawdy monstrualny rozmiarami i absurdalny efektami…

I tak dalej, i tym podobne. Nie chcę tutaj robić całej listy grzechów polskiego wymiaru sprawiedliwości, bo też taka lista musiałąby mieć kolejne 150 punktów; co jednak najistotniejsze: wiem, że sytuacja nie jest czarno-biała, a sędziowie nie są wyłącznymi winnymi. Z drugiej strony, daleko mi też do przeciwstawnego podejścia, wykazywanego czasem przez niektórych “obrońców praworządności”, dla których sędziowie to kryształy, jeno system nie pozwala im wystarczająco błyszczeć; ale o tym może kiedy indziej.

Rozsądny termin

Ani trochę mnie nie dziwi, że sądownictwo, i wszystko co z nim mniej lub bardziej powiązane (np. adwokatura) postrzegane są w Polsce źle, bardzo źle lub ekstremalnie źle. I chociaż rozumiem, że nie zawsze sądy i sędziowie mają możliwość samodzielnie cokolwiek zrobić, poza próbą nawigowania w labiryncie systemu, o tyle takie postanowienia jak to są kompletną kpiną ze sprawiedliwości.

A tak swoją drogą - o cóż takiego wnosił skarżący przewlekłość? Może SN uchronił budżet państwa przed potężnym, wielomilionowym odszkodowaniem?

Cóż…

żądając:
stwierdzenia przewlekłości postępowania w rozpatrywanej sprawie (1);

zobowiązanie Sądu Apelacyjnego w Warszawie do wyznaczenia terminu rozprawy apelacyjnej i wydania wyroku w terminie 4 miesięcy od rozpoznania niniejszej skargi (2);

przyznanie od Skarbu Państwa - Sądu Apelacyjnego w Warszawie na rzecz Skarżącego kwoty 6 000 zł (3);

zasądzenie od Skarbu Państwa - Sądu Apelacyjnego w Warszawie na rzecz Skarżącego zwrotu kosztów postępowania, w tym kosztów zastępstwa procesowego według norm przepisanych (4);

przeprowadzenie dowodu z akt sprawy I ACa 174/24 na okoliczność przewlekłości postępowania, w szczególności nieprzesłania stronie powodowej odpisu apelacji strony pozwanej oraz niewyznaczenia przez Sąd terminu rozprawy przez ponad 13 miesięcy od rozpoczęcia postępowania w II instancji (5).

Jest takie angielskie powiedzenie, które świetnie posłuży za podsumowanie tego tekstu: Justice delayed, is justice denied.