
“W poniedziałek (12 maja) rano rozpoczęła się wiosenna akcja “Bezpieczny rowerzysta”. W całym regionie policyjne patrole pojawiły się przy drogach rowerowych i popularnych skrzyżowaniach” - czytamy w Dzienniku Łódzkim. Patrole pojawiły się na różnych popularnych szlakach komunikacyjnych, i wykonywały czynności:
policjanci zatrzymywali rowerzystów lizakami, prosili o dmuchnięcie w alkomat, sprawdzali oświetlenie, a nawet… kazali podnosić rowery i sprawdzali numery naniesione na ramach.
Wszystko to w ramach akcji “Bezpieczny rowerzysta”. Jak tłumaczył rzecznik KMP Łódź, polega ona na reagowaniu na wykroczenia popełniane przez rowerzystów wobec pieszych i innych rowerzystów
.
Fajnie?
Fajnie. Albo i niezbyt fajnie.
Policja w Polsce lubi sobie, okazyjnie, zrobić jakąś akcję. Trzeźwy poranek, bezpieczny rowerzysta i tak dalej; a nawet i bez akcji, często słyszanym (no dobra: wcale nie tak często, bo zważywszy jak olbrzymie są niedobory w policji, to można i 10 lat jeździć i nie widzieć radiowozu) wyjaśnieniem powodu zatrzymania jest “rutynowa kontrola”.
Fajnie?
Fajnie. Albo i niezbyt fajnie. To… zależy.
Co wolno policji?
Gdy czytałem komentarze do przywołanego wyżej artykułu, rzucił mi się w oczy pewien prawny mit. Co ciekawe, mit który jeszcze niedawno nie był mitem, a rzeczywistością. Oto sporo ludzi w komentarzach zwraca uwagę, że tego typu prewencyjne akcje są nielegalne; że policja może przeprowadzać kontrolę tylko wtedy, gdy istnieje faktyczne podejrzenie złamania prawa. Wytłumaczenie jest zazwyczaj takie:
Policja powołuje się na artykuł 15 Ustawy o Policji, jako ten który pozwala im wykonywać czynności. Jednak zawsze zapominają, że artykuł 15 należy czytać wspólnie z artykułem 14, bo artykuł 15 opisuje metody jakich można używać wykonując zadania opisane w 14 - a nie w dowolnej innej sytuacji. A skoro artykuł 14 nie przewiduje możliwości prewencyjnego zatrzymania i kontroli bez powodu, to ono jest niezgodne z prawem, nawet jeśli jest częścią “trzeźwego poranka”.
To czy przywołana argumentacja jest prawdziwa… zależy :)
Będzie ona prawdziwa w przypadku czynności, nazwijmy je, pieszych. Gdy policja próbuje kontrolować pieszych “prewencyjnie”, grupy młodzieży “na wszelki wypadek”, “wyglądających podejrzanie”, albo żeby wypełnić narzucone limity; tego typu działania są nielegalne, jeśli policja nie ma faktycznego podejrzenia czy powodu.
Artykuł 14 Ustawy o Policji opisuje, co jest właściwie zadaniem policji:
- W granicach swych zadań Policja wykonuje czynności: operacyjno-rozpoznawcze, dochodzeniowo-śledcze i administracyjno-porządkowe w celu:
1 ) rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw, przestępstw skarbowych i wykroczeń;
2 ) poszukiwania osób ukrywających się przed organami ścigania lub wymiaru sprawiedliwości, zwanych dalej “osobami poszukiwanymi”;
3 ) poszukiwania osób, które na skutek wystąpienia zdarzenia uniemożliwiającego ustalenie miejsca ich pobytu należy odnaleźć w celu zapewnienia ochrony ich życia, zdrowia lub wolności, zwanych dalej “osobami zaginionymi”.
Jednocześnie, §2 rozporządzenia wykonawczego - o postępowaniu przy wykonywaniu niektórych uprawnień policjantów - wskazuje, jak spotkanie z policją powinno wyglądać:
- Policjant, który przystępuje do czynności służbowych związanych z wykonywaniem uprawnień określonych w § 1 pkt 1 [legitymowanie], 3 [pobieranie odcisków palców], 6 i 7 [żądanie pomocy od instytucji, przedsiębiorstw i jednostek w razie potrzeby], podaje swój stopień, imię i nazwisko, w sposób umożliwiający odnotowanie tych danych, przyczynę podjęcia czynności służbowych, a na żądanie osoby, wobec której jest prowadzona czynność, podaje podstawę prawną podjęcia czynności.
Czytając przepisy razem, obraz wyłania się bardzo jasny: policjant musi wskazać co jest przyczyną podjęcia interwencji, a przyczyna ta musi mieścić się w ramach zadań określonych w art. 14; nie może być “rutynową kontrolą bo tak”.
A co wolno policji na drodze?
Jeszcze do niedawna dotyczyło to - mniej lub bardziej, za chwilę do tego nawiążę - również akcji w rodzaju “trzeźwy poranek”, których legalność bywała bardzo często podważana. Przy czym, warto zauważyć, podważane było uprawnienie policji do poddawania kierujących badaniu - nie same kontrole drogowe, bo w przypadku tych ustawa jest dość jasna:
Art. 129. [Uprawnienia policjanta]
- Czuwanie nad bezpieczeństwem i porządkiem ruchu na drogach, kierowanie ruchem i jego kontrolowanie należą do zadań Policji.
- Policjant, w związku z wykonywaniem czynności określonych w ust. 1, jest uprawniony do:
1 ) legitymowania uczestnika ruchu i wydawania mu wiążących poleceń co do sposobu korzystania z drogi, używania pojazdu lub urządzenia wspomagającego ruch; (… i tak dalej, wiele różnych przepisów opisujących uprawnienia policji w czasie kontroli drogowej).
Jak widać, w prawie o ruchu drogowym uprawnienia także są ściśle powiązane z zadaniami - ale już zadania opisane są na tyle szeroko, że bez większego problemu przejdzie “rutynowa kontrola” - zresztą “kontrolowanie” jest zapisane wprost. W przeciwieństwie do badania trzeźwości.
A w każdym razie aż do 2017 roku, gdy dodano artykuł 129ja (tak, ja - to nie literówka, takie są efekty bajzlu legislacyjnego i ciągłego modyfikowania ustaw):
W toku kontroli ruchu drogowego uprawniony organ kontroli może poddać kierującego pojazdem lub inną osobę, w stosunku do której zachodzi uzasadnione podejrzenie, że mogła kierować pojazdem, badaniu w celu ustalenia w organizmie zawartości alkoholu lub obecności środka działającego podobnie do alkoholu.
Co ciekawe, to nie jest wcale tak, że wcześniej PoRD nie przewidywał, że ktoś może śmieć usiąść za kółkiem po alkoholu; od samego powstania ustawy mieliśmy tam art. 129 ust. 2 pkt 3:
- Policjant, w związku z wykonywaniem czynności określonych w ust. 1, jest uprawniony do:
3 ) żądania poddania się przez kierującego pojazdem lub przez inną osobę, w stosunku do której zachodzi uzasadnione podejrzenie, że mogła kierować pojazdem, badaniu w celu ustalenia zawartości w organizmie alkoholu lub środka działającego podobnie do alkoholu;
Sposób ujęcia tego uprawnienia jednak budził pewne wątpliwości; upraszczając, i nie wchodząc w tym miejscu w szczegóły, żądanie poddania się badaniu to nie to samo co poddanie badaniu. Zapewne wiedząc o kontrowersjach, ustawodawca postanowił zamknąć temat raz na zawsze; jak możemy przeczytać w uzasadnieniu ustawy dodającej art. 129ja -
W aktualnym stanie prawnym wskazane uprawnienie organów kontroli jest wyinterpretowywane z unormowań Prawa o ruchu drogowym, w szczególności z art. 129 ust. 2 pkt 3, art. 129i i art. 129j. (…) Biorąc pod uwagę to, że żądanie poddania się takiej kontroli związane jest z ingerencją w prawo do wolności osobistej, niezbędne jest zamieszczenie w ustawie wyraźnego unormowania kompetencyjnego w tym zakresie.
No dobra, ale co z tymi rowerami?
Czyli mamy relatywną jasność: gdy interwencja nie wynika z prawa o ruchu drogowym - która może być “rutynowa” i uwzględniać dmuchanie - policjant musi mieć konkretny powód. Ale jak to jest z tymi rowerami przywołanymi na początku? Z jednej strony mamy do czynienia z kontrolą drogową - i to jest ta część OK.
Z drugiej, policjanci w ramach kontroli robią tam dziwne rzeczy, które nie są ujęte w PoRD jako część standardowej kontroli:
kazali podnosić rowery i sprawdzali numery naniesione na ramach.
Prawo o Ruchu Drogowym faktycznie pozwala na weryfikację danych o pojeździe, w tym danych o dokumentach pojazdu w centralnej ewidencji pojazdów
. Tyle tylko, że dotyczy to danych opisanych w przepisach. Wzmianka o CEPiK jest szczególnie znacząca, bo sugeruje intencje ustawodawcy: policjant powinien móc szybko zweryfikować choćby co jest wpisane do dowodu rejestracyjnego, i czy teoria zgadza się z praktyką. W przypadku rowerów nie ma czegoś takiego jak centralna baza rowerowa, gromadząca informacje o wyglądzie, numerze ramy, kolorze, szerokości opony czy rodzaju kierownicy, w której można cokolwiek zweryfikować. Siłą rzeczy więc przepis ten nie dotyczy rowerzystów.
A skoro tak, to na jakiej podstawie odbywało się to sprawdzanie numerów? A co nawet ciekawsze - z czym były one porównywane? Istnieje co najmniej kilka baz rowerów (bez dalszych kwalifikatorów), jak np. Krajowy Rejestr Rowerowy albo NumerRamy.pl, oraz nawet więcej baz konkretnie rowerów skradzionych. Wszystkie one są prywatnymi inicjatywami, nie mającymi wiele wspólnego z urzędami i służbami. Które z nich były sprawdzane? I na jakiej podstawie?
Śmiem również twierdzić, że nakazywanie podnoszenia roweru w celu wykonania czynności bez umocowania w PoRD jest co najmniej… dyskusyjne. PoRD pozwala wprawdzie policji na wydawanie poleceń określonego zachowania, ale rozsądnym się jednak wydaje, że nie chodzi o dowolne możliwe zachowanie, ale o czynności powiązane z wykonywaniem zadań przez policję - np. “proszę otworzyć maskę”, “proszę użyć klaksonu”. W przeciwnym wypadku bardzo szybko wpadamy na autostradę do absurdu, gdzie równie ważnym poleceniem będzie “proszę wykonać trzydzieści pompek, a potem wydawać odgłosy kaczki skacząc na jednej nodze”. W sensie prawnym nakaz podnoszenia roweru nie odbiega zanadto od nakazu wydawania odgłosów kaczki.
Chyba że uznamy, że kontrola ramy nie wynika już z przepisów Prawa o Ruchu Drogowym, a raczej z Ustawy o Policji wprost, nakazującej policji rozpoznawanie i wykrywanie przestępstw
(którym niewątpliwie jest kradzież). Ale jeśli tak, i chcemy iść w tę stronę, to znowuż wracamy do początku, czyli art. 14 i 15 UoP, które nie pozwalają na taką swobodę w czynnościach jak PoRD, i wymagają uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego. W tę albo we wtę, policjo: albo robicie kontrolę drogową, i zatrzymujecie kogo chcecie; albo dokonujecie czynności z ustawy o policji, a wtedy potrzebna jest realna przyczyna działań, a nie widzimisie - czy to kontrolujących policjantów, czy komendanta wydającego polecenie zrobienia jakiejś akcji.
I od tego zależy czy fajnie, czy niezbyt.
Zdjęcie główne pochodzi z Policja.pl.