W 2013 roku w jednym z podwarszawskich schronisk przebywał mieszaniec Saturn. Trafił później do nowej rodziny, jednak jego opiekunka nie miała pojęcia, że adoptowany pies przeszedł poważny zabieg i żyje tylko z jedną nerką. Prawda wyszła na jaw dopiero przypadkiem - podczas rutynowych badań weterynaryjnych.
Jak się okazało, Saturn stał się dawcą dla psa rasowego, który miał właściciela. Za operację odpowiadał lekarz weterynarii Jacek S., który zresztą sam opisał swój pionierski zabieg w specjalistycznym piśmie.
Opiekunowie Saturna zdecydowali się nagłośnić sprawę w 2018 roku, po kontakcie z fundacją Viva. W imieniu fundacji, mec. Katarzyna Topczewska złożyła zawiadomienie o znęcaniu się nie tylko nad Saturnem, ale też nad inną bezdomną suczką, Tosią, której również odebrano nerkę, aby uratować życie innego psa mającego dom.
Sprawa, jak to w Polsce bywa, ciągnęła się przez kilka lat, aż w końcu 14. listopada 2024 zapadł wyrok pierwszej instancji, w której lekarz został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Otrzymał również trzyletni zakaz wykonywania zawodu lekarza weterynarii oraz obowiązek wpłaty nawiązki na rzecz Fundacji Viva! i Fundacji Mondo Cane.
Lekarz naturalnie od orzeczenia się odwołał, sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie, a tenże sąd - a konkretniej sędzia Anna Bator-Ciesielska - uznała Jacka S. za całkowicie niewinnego wszystkich stawianych mu zarzutów.
Aktualnie znane jest (przynajmniej mi) tylko ustne uzasadnienie motywów wyroku, ale myślę że nie ma potrzeby czekać na pełne uzasadnienie pisemne by sprawę ocenić.
Fragmenty z ustnych motywów
Zabieg był pionierski i został przeprowadzony przez osobę z uprawnieniami. Oskarżony zadbał o to, żeby wykonano go z dbałością o zachowanie sztuki lekarskiej. Bólowi zwierzęcia nie można było zapobiec, ale można go było tylko ograniczyć i to zostało uczynione. Nie ból dawcy był celem oskarżonego, ale życie biorcy, bowiem w obu przypadkach, mimo wielomiesięcznego leczenia, tego życia nie można było inaczej uratować, o czym wiedział oskarżony, bowiem sam to leczenie prowadził (…)
Z opinii powołanego biegłego wynika, że brak jednej nerki u zwierzęcia, nie powoduje jego okaleczenia, w sensie zdolności do życia, ponieważ druga nerka przejmuje wówczas funkcję tej pierwszej i rekompensuje jej brak (…)
sam zabieg przeszczepu odbył się po podaniu znieczulenia, a zwierzęta - dawca i biorca - były traktowane w równy sposób, a lekarz wykazał się wyjątkowo staranną i ponadstandardową dbałością o ich dobrostan
To orzeczenie ma moc wiążącą tylko w tej sprawie i dotyczy procedowanej kwestii. Nie jest rolą sądu wytyczenie reguł, a tym bardziej tworzenie norm prawnych. To jest sfera przynależna wyłącznie do ustawodawcy, który niezwłocznie powinien zająć się przedmiotową kwestią dla dobra i bezpieczeństwa zwierząt, a po drugie dobra osób niosących pomoc w cierpieniu, aby one same nie cierpiały z powodu braku ochrony prawnej. Oskarżony nie może ponosić odpowiedzialności za bierność ustawodawcy (…)
Ustawa o ochronie zwierząt i jej interpretacje doprowadziły do tego, że transplantologia weterynaryjna nie istnieje. Wobec tego potrzeba jest tutaj działanie ustawodawcy. Być może wyrok w tej sprawie da asumpt do pilnego wdrożenia prac po to, żeby chronić zwierzęta oraz zadbać o rozwój weterynarii i jej najlepszych lekarzy, by nie zaprzepaścić ich doświadczenia (…)
W żadnym razie ten wyrok nie może być odbierany jako przyzwolenie do dokonywania takich zabiegów, przed wprowadzeniem odpowiednich przepisów.
Wszystkie fragmenty uzasadnienia za wyborcza.pl.
Podsumowując, sędzia Anna Bator-Ciesielska uznała, że skoro ustawa wprost nie zakazuje przeszczepienia narządu od bezdomnego psa, to znaczy że wina jest tutaj po stronie ustawodawcy, a nie lekarza weterynarii. Jednocześnie podkreśliła też, że może i stwierdziła, że takie działania lekarza nie naruszają przepisów ustawy, ale to nie znaczy wcale, że innym takie zabiegi wolno wykonywać.
Logiczne, i całkowicie neutralne stanowisko, które nie powoduje żadnych zgrzytów etycznych ani prawnych. Winszować, tak doskonałe wyroki nie zdarzają się często.
Co mówi prawo?
Ustawa o Ochronie Zwierząt w art. 6 ust. 1a i 2 wskazuje, że znęcanie się nad zwierzętami jest zabronione, oraz wymienia czym takie znęcanie się jest.
Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:
1 ) umyślne zranienie lub okaleczenie zwierzęcia, niestanowiące dozwolonego prawem zabiegu lub procedury w rozumieniu art. 2 ust. 1 pkt 6 ustawy z dnia 15 stycznia 2015 r. o ochronie zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych lub edukacyjnych, w tym znakowanie zwierząt stałocieplnych przez wypalanie lub wymrażanie, a także wszelkie zabiegi mające na celu zmianę wyglądu zwierzęcia i wykonywane w celu innym niż ratowanie jego zdrowia lub życia, a w szczególności przycinanie psom uszu i ogonów (kopiowanie);
8 ) dokonywanie na zwierzętach zabiegów i operacji chirurgicznych przez osoby nieposiadające wymaganych uprawnień bądź niezgodnie z zasadami sztuki lekarsko-weterynaryjnej, bez zachowania koniecznej ostrożności i oględności oraz w sposób sprawiający ból, któremu można było zapobiec;
Ustęp 2 punkt 1 odwołuje się również do definicji procedury:
procedura - każdą formę wykorzystania zwierząt do celów określonych w art. 3 [cele naukowe lub edukacyjne], która może spowodować u zwierzęcia ból, cierpienie, dystres lub trwałe uszkodzenie organizmu, w stopniu równym ukłuciu igłą lub intensywniejszym, a także czynności mające na celu lub mogące spowodować urodzenie się lub wylęg zwierzęcia albo powstanie i utrzymanie genetycznie zmodyfikowanej linii zwierząt w warunkach bólu, cierpienia, dystresu lub trwałego uszkodzenia organizmu, w stopniu równym ukłuciu igłą lub intensywniejszym; nie jest procedurą uśmiercenie zwierzęcia wyłącznie po to, aby wykorzystać jego narządy lub tkanki do celów określonych w art. 3;
W ustnych motywach wyroku sędzia Bator-Ciesielska stwierdziła:
Bólowi zwierzęcia nie można było zapobiec, ale można go było tylko ograniczyć i to zostało uczynione. Nie ból dawcy był celem oskarżonego, ale życie biorcy, bowiem w obu przypadkach, mimo wielomiesięcznego leczenia, tego życia nie można było inaczej uratować
I to jest, zapewne, prawda. Kłopot w tym, że to zdanie byłoby świetnym uzasadnieniem uniewinnienia, gdyby oskarżenie dotyczyło wykonywania przeszczepu na psach-biorcach. Ale przecież tutaj istotą oskarżenia było wzięcie dwóch zdrowych psów ze schroniska i wykorzystanie ich jako dawców; w ich przypadku zapobiegnięcie bólowi było w 100% osiągalne, bo wystarczyło się zabiegu… nie podejmować. Wróćmy do zapisów ustawy:
umyślne zranienie lub okaleczenie zwierzęcia, niestanowiące dozwolonego prawem zabiegu lub procedury (…), a także wszelkie zabiegi mające na celu zmianę wyglądu zwierzęcia i wykonywane w celu innym niż ratowanie jego zdrowia lub życia
Zwracam uwagę na słowo “jego”. Nie mam żadnych wątpliwości, że operacja polegająca na wycięciu zdrowej nerki Tosi nie ratowała życia Tosi.
Przypuszczam, że w uzasadnieniu pisemnym sędzia odwoła się in contrario do przytoczonego wyżej pkt. 8:
dokonywanie na zwierzętach zabiegów i operacji chirurgicznych przez osoby nieposiadające wymaganych uprawnień bądź niezgodnie z zasadami sztuki lekarsko-weterynaryjnej, bez zachowania koniecznej ostrożności i oględności oraz w sposób sprawiający ból, któremu można było zapobiec
już w ustnych motywach przecież pojawił się wywód na temat tego, że lekarz niewątpliwie ma odpowiednie uprawnienia, zachował dbałość o sztukę lekarską, ponadstandardową dbałość o ich dobrostan (cokolwiek miałoby to znaczyć) i tak dalej. Tylko znowuż - to jest świetny argument do ewentualnego oskarżenia o nielegalny przeszczep u biorcy. Nijak nie tłumaczy to operacji na mimowolnych dawcach - bo przecież niewątpliwie był tam ból, któremu można zapobiec po prostu tego zabiegu nie przeprowadzając.
W mojej opinii sędzia Bator-Ciesielska nie przeczytała ze zrozumieniem ustawy, i wydała szkodliwy wyrok. Niezależnie od asekuranckich zastrzeżeń, jak to w żadnym razie nie jest to przyzwolenie na więcej takich zabiegów w przyszłości, dokładnie tak będzie odczytywany ten wyrok. Skoro sąd okręgowy uznał, że po spełnieniu pewnych warunków (uprawnienia, “równe traktowanie zwierząt” - wyjątkowo osobliwy konstrukt w tym kontekście, nawiasem mówiąc, dbałość o dobrostan, niemożność uratowania życia biorcy w inny sposób) taki zabieg nie jest przestępstwem, to niby czemu inni chętni specjaliści mieliby się takich zabiegów nie podejmować?