Zdjęcie okładkowe dla Party hard & lasy [legislacja: cz. 2]

Party hard & lasy [legislacja: cz. 2]

W części pierwszej opowiedziałem trochę o wywoływaniu szatana . Dzisiaj czas na opowieść o tym, co stanie się, gdy tenże Zły zostanie z sukcesem przywołany i zacznie organizować imprezy rave, oraz jak reagują na to legislatorzy…

Druidzi i muzyka elektroniczna

Wielka Brytania może poszczycić się (?) ruchami neopogańskimi, druidystycznymi czy new age’owymi o bardzo długiej tradycji. To tam powstała (czy też: została na nowo odkryta, jak głosi mit założycielski) Wicca, to tam szczególnie dużo dzieje się w okolicach Stonehenge i innych “miejsc mocy” w czasie różnych wydarzeń, często powiązanych z kalendarzem astralnym czy księżycowym, to stamtąd wywodzą się druidzi, Harry Potter, oraz naprawdę spora część folkloru (neo)pogańskiego w takiej czy innej formie.

Jednym ze specyficznie brytyjskich zjawisk lat ‘70-‘90 były tzw. wolne festiwale, organizowane na świeżym powietrzu mniej lub bardziej spontaniczne imprezy, których głównym przesłaniem była wolność; wolność od ograniczeń, wolność od policji, wolność od opłat za udział. Samo to jeszcze szczególnie specyficzne nie było, ale już fakt, że na takich imprezach łączyły się środowiska druidów, magów, wyznawców new age, ale też i “zwykłe” nastolatki, ruchy hipisowskie i w sumie co tylko sobie można jeszcze wyobrazić; a same wydarzenia odbywały się przy okazji znaczących wydarzeń astronomicznych (np. równonoc) - trochę tak.

Jedną z takich imprez był coroczny Avon Free Festival, odbywający się w Maju od kilku wtedy lat, na terenach w okolicy Brystolu. Jednak o ile festiwal w poprzedzających latach odbywał się bez zakłóceń, rok 1992 był nieco inny. Początkowi lat 90 bowiem towarzyszyły narodziny czegoś nowego: subkultury klubowej wyrosłej z ruchu acid house, która doczekała się nazwy rave. Subkultury kontrowersyjnej i szeroko krytykowanej, zarówno przez polityków, wymiar sprawiedliwości czy… rodziców młodych ludzi utożsamiających się z kulturą rave’ów. Krytyka była różnoraka, jednak główne argumenty dotyczyły oczywiście narkotyków, które miały być (i były) często i szeroko dostępne na imprezach rave, ale także ogólnego charakteru tych imprez, które dość często były organizowane nielegalnie w mniej lub bardziej losowych miejscach, na polach, leśnych polanach, terenach postindustrialnych, opuszczonych budynkach…

Już samo to brzmi jak koszmar przerażonego i przewrażliwionego rodzica. Nielegalne imprezy techno, w podejrzanych miejscach, z podejrzanymi ludźmi, i do tego pełne narkotyków - no po prostu zgroza.

I wracamy do hrabstwa Avon, i tamtejszego wolnego festiwalu; otóż rok 1992 zapowiadał się o tyle szalenie, że do zwyczajowej garści dziwaków czczących słońce i drzewa, tym razem mieli dołączyć miłośnicy rave, tworząc mieszankę iście wybuchową - przynajmniej według przerażonych ludzi poddających się moralnej panice.

Dodajmy do tego nowowybrany rząd, z ambitnym i chcącym się wykazać premierem, atmosferę podgrzewaną przez panikujące na wiele dni przed planowaną imprezą media, oraz… przeciętnie inteligentne działania policji, w efekcie czego otrzymaliśmy faktycznie dość nietuzinkową sytuację.

Oto impreza, która - zapewne, gdyby nie podsycana atmosfera - minęłaby sobie spokojnie z niewielką ilością uczestników, nagle stała się fenomenem, zgromadziwszy kilkadziesiąt tysięcy uczestników, i trwała pełny tydzień, powodując panikę w pobliskich miasteczkach, które bliskie były stworzenia obywatelskich uzbrojonych patroli by “chronić się przed bandami”.

Załaduj odtwarzacz YouTube

Kliknięcie w obrazek spowoduje załadowanie odtwarzacza YouTube.

Wspomniałem o niezbyt inteligentnych działaniach policji; mundurowi, w ramach “operacji Nomad” postanowili przepędzić imprezowiczów z miejsc, gdzie zazwyczaj się rozkładali; współpracujące ze sobą policje z dwóch hrabstw wypchnęły imprezę do trzeciego, poza “swoje” tereny - co z oczu to i z serca. Policja z tego trzeciego hrabstwa, West Mercia, zdecydowała się na próbę utrzymania imprezowiczów na terenie wioski Cartlemorton. W późniejszych wspomnieniach i analizach da się przeczytać o kompletny chaosie w działaniach funkcjonariuszy, którzy byli kompletnie bezradni wobec wielodziesięciotysięcznego tłumu, i ograniczali się w zasadzie tylko do utrzymywania pozorów kordonu wokół terenu imprezy.

Festiwal w Castlemorton w następujących dniach miał stać się jednym z najgłośniejszych tematów w kraju. Już wcześniej dobrze rozreklamowany, teraz miał stać się przedmiotem niekończących się debat telewizyjnych i radiowych, zajmowali się nim również parlamentarzyści w czasie obrad Izby Gmin.

Zapewne widać już pewien schemat opisywanych przeze mnie przypadków. I tak, oczywiście, jeszcze w trakcie trwania imprezy pojawiły się zdecydowane nawoływania do zmiany prawa. Jak mówił wówczas na sesji Michael Spicer, parlamentarzysta z terenów dotkniętych tą katastrofą:

Such an incident must never happen again, in my constituency or elsewhere. We need tighter laws, especially to give banning powers to the police; a Cabinet Committee to bring responsible Departments together; quicker and more co-ordinated police action; and a more effective application of existing policies by national and local authorities.

I faktycznie, prace nad zmianami legislacji ruszyły pełną parą. Pokłosiem zdarzeń w Castlemorton okazała się być niesławna ustawa, obowiązująca zresztą do dzisiaj z niewielkimi zmianami - Criminal Justice and Public Order Act z 1994 roku. Wiele w nim wspaniałych rozwiązań, ale na szczególne uwzględnienie zasługują te dotyczące imprez rave, a już w szczególności - definicja “muzyki” tamże.

63. Powers to remove persons attending or preparing for a rave

(1)This section applies to a gathering on land in the open air of 20 or more persons (whether or not trespassers) at which amplified music is played during the night (with or without intermissions) and is such as, by reason of its loudness and duration and the time at which it is played, is likely to cause serious distress to the inhabitants of the locality; and for this purpose—

(a)such a gathering continues during intermissions in the music and, where the gathering extends over several days, throughout the period during which amplified music is played at night (with or without intermissions); and

(b)“music” includes sounds wholly or predominantly characterised by the emission of a succession of repetitive beats.

Ustawa wskazuje, że gdy funkcjonariusz policji (w randze co najmniej inspektora!) poweźmie podejrzenie, że dwie lub więcej osób szykują się do organizacji imprezy rave, albo 10 lub więcej osób oczekuje na taką imprezę lub w niej uczestniczy, może takim osobom nakazać rozejście się i zabranie ze sobą wszystkich przedmiotów i pojazdów jakie im towarzyszą.

Osoby, które takie polecenie zignorują (“fails to leave the land as soon as reasonably predictable”), albo wrócą w to samo miejsce w ciągu siedmiu dni, grozi kara do trzech miesięcy więzienia lub wysoka grzywna.

Zamykanie lasów

Wszyscy to pamiętamy, więc może tym razem bez fabularyzowanego kontekstu. Początki pandemii Covid19 były szalone pod każdym względem, w tym - panicznych, obiektywnie głupich i zdecydowanie nielegalnych reakcji rządów na kryzys. Nie mając lepszego pomysłu na walkę z chorobą, władze miotały się i wprowadzały coraz to głupsze zakazy, których szczytem były prawdopodobnie zakazy wstępu do lasów i parków narodowych.

“W trosce o zdrowie i bezpieczeństwo, w związku ze stanem epidemii oraz dyspozycją Premiera RP, od 3 kwietnia do 11 kwietnia br. włącznie, Lasy Państwowe wprowadzają tymczasowy zakaz wstępu do lasu, a Parki Narodowe pozostają zamknięte” - przekazał w komunikacie resort środowiska.

Decyzja głupia i irracjonalna, miała jednak silną konkurencję w boju o najgłupsze przepisy prawne; moim drugim ulubionym przykładem był zakaz korzystania z siłowni, tłumaczony tym, że siłownie… mają niskie sufity.

Mógłbym napisać więcej, ale akurat ten przypadek jest tak jaskrawy, że w zasadzie komentuje się sam.

Wspólny mianownik

Co mają wspólnego wszystkie te zdarzenia, zarówno z tego tekstu jak i poprzedniego? Działanie na oślep, byle tylko działać; tworzenie prawa w emocjach, bez jakiejkolwiek analizy słuszności, sensu czy potrzeby; łapanie się pierwszego lepszego chochoła który choć na pozór brzmi sensownie, byle tylko przekonać społeczeństwo, że “coś” jest robione, że rząd “działa”, “dba”, “opiekuje”.

Emocje zamiast logiki. Legislacja tworzona z powodu pojedynczego zdarzenia. Medialna amplifikacja, która powoduje, że izolowane incydenty zmieniają się - w społecznej (i politycznej!) świadomości w niemal epidemię, podczas gdy politycy starają się pokazać jacy są nieustępliwi, i jak dzielnie i twardo walczą z problemem.

A gdy wziąć lupę, i dokładnie przyjrzeć się problemom, które rzekomo są rozwiązywane to może się okazać, że ten wspaniały przepis - z wieloma punktami, podpunktami, paragrafami, tiretami i Temida wie co jeszcze - jest kompletnie bez sensu.

Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety, duża część prawa w Polsce (ale nie tylko - jak widać po powyższych case studies) jest tworzona właśnie w ten sposób. Od ręki mogę wymienić kilka bardzo jaskrawych przykładów:

  1. Dopalacze. Pierwszy sklep - bo pamiętać należy, że te specyfiki początkowo były sprzedawane w zwykłych sklepach! - otworzył Dawid B. w 2008 roku. Pomysł chwycił, i już dwa lata potem w całej Polsce były setki podobnych lokali, oferujących “przedmioty kolekcjonerskie”, a media podłapały temat, i nagłaśniały każdy przypadek zatrucia, wykonywały też rozmaite prowokacje, tworzone były reportaże… w obliczu takiej awantury premier Donald Tusk postanowił działać, i wydał dopalaczom wojnę. W październiku 2010 w całym kraju do sklepów z dopalaczami, w asyście policji, wkroczyli inspektorzy Sanepidu. Dopalacze zabezpieczono, sklepy zaplombowano; w następujących dniach aresztowano kilkadziesiąt osób, które mimo wszystko próbowały handlować. Sama akcja była… co najmniej kontrowersyjna z punktu widzenia legalności działania; raczej trzeba mówić, że urzędnicy działali na granicy prawa - ale niewątpliwie państwo pokazało wtedy sprawczość.

Równolegle do tych działań próbowano utrącać dopalacze drogą prawną, poprzez stałe wydłużanie listy substancji zakazanych. To powodowało swoistą eskalację zbrojeń: w miarę jak na listę trafiały kolejne składniki, wytwórcy wyszukiwali nowe, często nieznacznie się tylko różniące od poprzednich, ale już o innym wzorze chemicznym, więc, technicznie, legalnych. Co istotne - każda kolejna taka substancja była coraz mniej przebadana, a przez to, nierzadko, bardziej trująca (choć nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że pierwsze dopalacze były przebadane i bezpieczne; w wywiadach Dawid B. przyznawał, że jego testerami byli pracownicy sklepów). Dobre, acz niekoniecznie przemyślane intencje prawodawców spowodowały więc, że przez pewien czas do obrotu trafiały substancje dużo groźniejsze, niż gdyby tematem nigdy politycy się nie zajęli.

Zabawa w kotka i myszkę została (z grubsza) ucięta nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z 2015, która to wprowadziła pojęcia “środka zastępczego” oraz “nowej substancji psychoaktywnej”. Oczywiście nie ma cudów, prawo pisane na szybko jest zazwyczaj pełne luk lub głupich rozwiązań, i tak było i tym razem - ale to już temat na osobny tekst.

  1. Afera hazardowa. Mniej więcej w podobnym czasie co dopalacze, Polską - i ówczesnym rządem - wstrząsnęła tzw. afera hazardowa, czyli wyciek nagrań prominentnych polityków rządu w czasie… bycia lobbowanymi przez branżę hazardową w sprawie prowadzonych wówczas prac nad tzw. ustawą hazardową. Efektem afery było - oczywiście między innymi - przyśpieszenie prac nad tą ustawą, i znaczne jej zaostrzenie (bo - co ciekawe - pierwotnie miała być dość liberalna).

Nowouchwalone przepisy - których ewidentną intencją było odcięcie się władzy od jakichkolwiek machlojek i pokazanie, że są zdecydowanie przeciwni hazardowi - były (i są) bardzo ostre, de facto zakazując funkcjonowania gier losowych i bukmacherów w internecie, których większość wyprowadziła się poza Polskę. Ustawa nie poprzestała zresztą na zakazie prowadzenia takiej działalności; każdy, kto poważył się korzystać z takich platform, hostowanych już wtedy poza granicami, stawał się de facto (a może raczej: de iure, bo w praktyce mało kto skazany faktycznie został) przestępcą.

Nie koniec na tym absurdów. Ustawa zadecydowała, że poker jest grą losową (co rodzi konkretne konsekwencje dlań, o których za chwilę); jednocześnie jednak, zyski z wygranych w Pokera obłożono wysokim podatkiem dochodowym, bo - jak twierdził ówczesny minister Kapica - są ludzie, którzy z pokera zrobili sobie regularne źródło dochodów. W jaki sposób komukolwiek spięła się “gra losowa” i “regularne źródło dochodów” - nie wiem.

Skoro poker jest grą losową, to można w niego grać wyłącznie w legalnych kasynach. Niedopuszczalne stały się turnieje sportowe czy koleżeńskie, a służba celna z dumą informowała (i w sumie wciąż co jakiś czas to robi) o wielkim sukcesie w postaci rozbicia kolejnego kilkunastoosobowego “turnieju”.

  1. Lockpicking. Temu tematowi poświęciłem już osobny artykuł, do lektury którego zapraszam i zachęcam. To akurat jest nieco inny przypadek; prawo nie tyle uchwalone pod wpływem emocji, co bezrefleksyjnie przepisywane między kolejnymi odsłonami kodeksów, bez jakiegokolwiek zastanowienia czy przepis wciąż ma sens, jest jakkolwiek użyteczny albo rozwiązuje jakikolwiek rzeczywisty problem.

  2. “Ustawa o bestiach”. Rok 2012. Wybucha panika: Mariusz Trynkiewicz, “Szatan z Piotrkowa”, miał wkrótce wyjść na wolność. Politycy ówczesnej opozycji - ze Zbigniewem Ziobro na czele - biją w dzwony, organizują konferencje prasowe, domagają się działań. Jakich? Szybkich i zdecydowanych!

I rząd posłuchał, niestety. Firmowana przez Gowina “ustawa o bestiach” wprowadziła absolutnie skandaliczną procedurę do krajowego porządku prawnego, w której to sąd - cywilny! - mógł orzec, że osoba która zakończyła już odbywanie kary więzienia, powinna być wciąż izolowana ze względu na stwarzane przez nią ryzyko. Zbudowano specjalny ośrodek w Gostyninie, który stał się czymś pomiędzy więzieniem, szpitalem psychiatrycznym i obozem koncentracyjnym; miejsce, do którego - dzięki idiotycznie sformułowanym zapisom ustawy - trafić zaskakująco łatwo (i wcale nie trzeba być “bestią”), ale już wyjść… oj, nie. Miejsce, które jest hańbą, miejsce, które nie powinno istnieć; miejsce, o którym od pewnego czasu jest zaskakująco cicho. Władza się zmienia, ale możliwość pozbycia się osób problematycznych jest, jak widać, kusząca i przydatna każdej opcji politycznej.

Co dalej?

Myślę, że dość już przykładów; widać, o co mi chodzi. W części trzeciej jeszcze jeden przypadek, jednak tym razem pozwolę sobie rozłożyć go na czynniki pierwsze. Będzie to również pierwszy tutaj artykuł, gdzie będzie… matematyka. I wakacje.